25.01.2015

moving out

again.

czyli przygód ciąg dalszy.
tak sobie myslę, że czas leci tutaj tak zabójczo szybko, ponieważ z miesiąca na miesiąc wszystko się zmienia. moje życie odzwierciedla angielską pogodę, słońce i deszcz naprzemiennie. na szczęście tylko dwa razy padało :-)
yet.

20.01.2015

zmiany zmiany ny ny ny

z zaległości fotograficznych: moje nowe biuro i nowe onesie. pierwsze - profesjonalnie. drugie - już po pracy.
pierwszy raz w życiu zaczynam robić coś, co nie jest uczeniem języka angielskiego.

i fajnie.
moja pierwsza biurowa radość.

11.01.2015

O'Neills

stawiam poprzeczkę coraz wyżej
five gin and tonics and no headache

ex ex ex ercise

mój plan ćwiczeniowy na dziś to nowo odkryty gym corner :-)


ale najpierw kawa i lesson planning

1.01.2015

jest

jest to stara prawda, że najlepiej w domu. od tygodnia o niczym innym nie myślę tylko o tym, że już za chwilę wyjeżdżam. coco mi mówi, że mam patrzeć na plusy, na te dwie linie kreski skrzyżowane w jednym pozytywnym punkcie. a z tego punktu wyrasta rodzina i przyjaciele. i cały zestaw znajomych, bliższych i dalszych, który trzyma mnie tutaj mocno. a do tego wolność. ta za morzem. i kolory możliwości i ambicji, rozpalone i roztańczone. jak ogniki czerwono-pomarańczowe. zachwycające i parzące. a więc wyjeżdżam z ciepłego, ciasnego, pachnącego domowym ciastem, rodzinnego gniazda. w.pros.t do malowniczego, najeżonego wieżami hrabstwa oxfordshire. pełnego zamków, bibliotek, muzeów, kin, kafejek, pubów i moich ukochanych charity shopów.

nic to.

jeszcze jest czas. żeby zatrzymać się trochę w miejscu. i nacieszyć się rodzinną i przyjaciółmi.

jeszcze

jest

23.12.2014

large cabin luggage

suddenly przestaje być taki large.
upycham dopycham wciskam i ledwo się wszystko mieści.
*
ostatnie chrismtas drinks today i jutro od rana coming home for christmas.
to będzie niezwykłe wracać do domu w i na wigilię.
oby tylko nic nie zastrajkowało. nic nie stanęło. nic nie opóźniło. się.
*
właśnie w radiu mówią, że jest pretty cold, a u mnie okno na oścież i jesienne powietrze. to nie zima.
*
number 1 christmas song:

*
students już lecą do domu

i ja już też za niedługo

chyba wyczekiwanie świąt nigdy nie było takie ekscytujące i radosne.
wracam do domu z poczuciem tęsknoty za ciepłym domem, choć - co ciekawe - moje wymarzone miejsce na ziemi jest wciąż w stanie ciekłym. przelewa się gdzieś pomiędzy prawą a lewą półkulą, a ujście znaduje w prawym lub lewym przedsionku. serca.

22.12.2014

u asi i pawła

trochę się oczy podświetliły ale to nieważne.
odkryłam świąteczne ciepło, inne niż w polsce. angielskie christmas parties, christmas drinks, christmas dinners, christmas get togethers - wszystko to wprowadza w atmosferę świąt inaczej. radośniej. i bardziej po przyjacielsku. i to taka moja grudniowa rewelacja.



20.12.2014

zaległe świąteczne i grupowe
w coście i u jamie'go
oliviera








13.12.2014

w słońcu i w cieniu

mój nowy widok z okna w niedzielę o godzinie 10:44

ładny.
inny niż na armii krajowej.
nie krajowy. to na pewno. słoneczny, jak przystało na summertown.
prawy róg lekko zaciemniony. bo nie wszystko od razu wyłania się w ciepłym grudniowym słońcu. tak jak moje życie tutaj. w większości ciepłe i słoneczne. choć niekiedy lekko pokryte cieniem.
cienie znikają.
i znowu się pojawiają
jak ciemne plamy pod zielonymi oczami, które z nadzieją wypatrują przyszłości.


8.12.2014

girls

clothes swapping i sex w wielkim mieście




7.12.2014

na sushi i lodach

o miotle i wampirach
tak upłynął wczorajszy wieczór
do listy rzeczy do nauczenia dopisuję jedzenie chopstickami
do listy rzeczy do wyeliminowania kwasy
żołądkowe



5.12.2014

blueberry muffin i cappuccino. na gruzach wzniosłej utopii.

popołudnie w M&S w typowo angielskim stylu przy oknie i mufinie z kawą i gazetą
siedzę i obserwuję jak ludzie biegną ftei we w te. przyszła już zima i ich gołe w baletkach stopy czerwienieją od chłodu. w środku jest ciepło i przyjemnie. lekki podmuch wiatru od otwieranych co każde pięć minut drzwi, przynosi nieprzyjemne przypomnienie o nieuchronnej konieczności zakończenia słodkiej biesiady.

a co w środku. same przemyślenia i weryfikacje. ciągle stawiam i buduję nowe konstrukcje. później niektóre nieuchronnie burzę. ja albo same one się burzą. niekiedy jest w środku, kiedy się burzą. i wtedy długo dochodzę do siebie. nastawiam kości. rehabilituje wspomnienia. a niekiedy stoję tuż obok i patrzę jak upadają. i nic nie robię. nie pomagam.  nie przeszkadzam. patrzę. jak kończy się coś, w czym nie widzę już przyszłości. to uczucie zniszczenia jest oczyszczające. odcina mnie o sztucznego świata podrażniającego moje oczy i skórę. od dawna cierpię na nienazwaną jeszcze alergię skóry. pojawia się za każdym razem, kiedy budowle nie wychodzą z zarysów architekta lub też na samym początku nie wytrzymują żelazne wsporniki nerwów.

konstrukcja upada.
a ja delektuję się ciepłym jagodowym wypełnieniem słodkiem mufinki.
nie.bardzo mnie to obchodzi.
nie.bardziej niż biała pianka mlecznego cappucciono na mojej brodzie. wycieram.
śladu nie ma.



4.12.2014

age uk

moje pierwsze kroki w age uk






1.12.2014

pudełko przyjaźni

no to dzisiaj przyszła.
duża wypełniona wspomnieniami i przyjaźnią.
złapała mnie za wszystko w tym samym czasie.
i tak sobie myślę, że
ludzi na swojej drodze czasami się wybiera. czasami się nie wybiera. czasami po prostu pojawiają się. i są.
i czasami są. a czasami przestają być. takie żelazne koleje lotu nad życiowym gniazdem.
i nie ma potrzeby łamać sobie skrzydła. wyrywać żebra. dzielić na czworo.
no i tak patrzę na tę paczkę i napatrzeć się nie mogę. prostokątna tekturowa radość.
z posiadania prawdziwych przyjaciół.




28.11.2014

leaving time

 
moja ukochana grupa w piątkowe popołudnie
od poniedziałku już inna
takie życie.

szybko się przyklejam do ludzi.
trudno mi się później odlepić. cała wspólna historia odchodzi jak skóra od kości. niektóre momenty zostają, przez chwilę, jak czarne lepkie mazy po zerwanym plastrze. niektóre zostają dłużej, jak szkliste blizny.

ale świeta się zbliżają.
u nas już tak:

 mnie odbija się świętecznie już od tygodnia. i dobrze.
już dawno tak nie cieszyłam sie na święta. dobrze tak wyjechać i zatęsknić do żywego.


23.11.2014

christmas in november

dzisiejsza niedziela wyjątkowo domowa i świąteczna. chociaż listopad.
może to przez to, że kupiłam bilety na święta. i ja ja ja jadę do domu.
a może to przez mój pierwszy ugotowany rosół. pse pse pseudo rosół. z kolendrą i soczewicą. ale na skrzydełkach kurczaka i wywarze z warzyw. do tego ryż z warzywami i sałatką, a na deser jogurt z owocami.
a może to przez to, że tak dobrze mi tutaj.
robi się coraz cieplej, chociaż zima idzie. dzisiaj od rana deszczowo. a w środku kolorowo.
obiad na gazie był taki:


a w międzyczasie sprzątanie worków:
no i tak sobie siedzimy trochę w zgarbionej pozie:
pochylone nad sobą i życiem z nadzieją na wszystko.
nadzieja na wszystko jest pobudzająca, rozgrzewająca w środku, jak zielona herbata z czosnkiem i imbirem. rozpala od wewnątrz, pobudza i ukaja. układ nerwowy pobudzony rozwalony otwarty na wszystkie strony świata. i to że teraz siedzę i słucham christmas playlist świadczy tylko o tym, że mi dobrze i spokojnie. to ważne tak sobie spokojnie siedzieć i uśmiechać się siebie. być dobrą dla siebie. siebie to najbliżej co mam. siebie zna mnie najlepiej. siebie sie mnie nie wstydzi, siebie wie lepiej.

a w piątek poznałam swoje pierwsze najlepsze w życiu wino.
wygląda tak:
a smakuje trzy i pół raz lepiej niż wygląda. jest słodkie i wesołe. wesołe wino wprawia w wesoły nastrój. pijąc wesołe wino minę masz wesołą, a nie każde wino jest wesołe. no tak. trochę bez sensu pisać o winie wesołej. zastanawiam się tylko ile win można wypłukać z siebie pijąc wesołe wina. na pewno jedną i pół.

a co tam jeszcze po drodze nam było. na pewno urodziny poli:
i na pewno wczorajsze najnudniejsze party w moim młodym wesołym życiu, które codzennie pachnie kolendrą. a to party pachniało zjedzoną za wcześnie pizzą, nieotwartymi czipsami i dokumentem przyrodniczym w telewizji. czyli patrz. wchodzisz a tam na powitanie: sorry, pizza zjedzona. idziesz trzy kroki dalej, a tam mrówki i pająki w telewizji i ogólna ekscytacja, czy ona jego czy ona ją pożre z odwłokiem czy bez. no i mija czas za czasem i wszystkie ciastka czipsy i przekąski pozamykane na stoliku. a wkoło nuda. wiesz. taka przejmująca do kości nuda. że cię wszystko boli.

kończę.

czas na film.


10.11.2014

londyn


weekend w londynie minął szybko i intensywnie
i czujesz jak
otwierają się wszystkie możliwości świata
jeszcze tylko new flat i wkraczam na kolejny level
dokładnie nie wiem jaki ale czuję że dobry
że taki jaki powinien być
a jutro kolejne święto niepodległości
w miejscu nowej wolności

jest bardzo dobrze







1.11.2014

free soup

no to trochę dalej tematycznie
będzie o dyni
poranny spacer zakończył się darmową zupą
a teraz przygotowanie do halloween party

30.10.2014

a jutro


święto dyni.